Codzienność rodzica: Od rana do wieczora – od zadania do zadania, od zobowiązania do zobowiązania, od jednego wezwania na mostek kapitański do drugiego wezwania.
Tik-tak, tik-tak, tik-tak… wewnętrzny metronom nie daje chwili przerwy ani przed „tik”, ani przed „tak” ani nawet przed poszczególnymi „tiktakami”…
Naturalny cykl życia dzień – noc, zamiast upłynąć w rytmie odpoczynek wieczorny – poranna pobudka przypomina raczej rzeczywistość rodem z poligonu: „padnij-powstań”, „padnij-powstań”, „padnij-powstań”.
(„Wieczorem to już padam” – znacie to?)
Z czasem coraz więcej tych zadań, obowiązków i „zawezwań” okazuje się być wyzwaniem ponad miarę… Wypadamy z rytmu, przestajemy mieścić się w takcie, w końcu nie wiemy już, czy to jest jeszcze NASZ taniec, czy raczej życie nas ćwiczy jak cyrkowe zwierzę… Dlaczego?
No właśnie problemem jest
NIEADEKWATNE TEMPO tego „tańca”
Nawet najbardziej wysublimowane, doskonałe figury taneczne będą wyglądać pokracznie czy wręcz karkołomnie, gdy tempo całej choreografii ustawione jest na doppio movimento (czyli„to co do tej pory… tylko DWA RAZY szybciej”).
To jakby tancerka baletu miała zatańczyć Andante Spianato Opus 22 Chopina w show Benny’ego Hilla.
(Pamiętacie ten nagminnie wykorzystywany i charakterystyczny dla komika efekt przyspieszenia?)
Żeby móc przetworzyć taką pulę informacji i doznań, i jeszcze odnieść ją do swojego systemu wartości konieczny jest tryb „najpierw działanie, ale potem REFLEKSJA”.
A co się dzieje, kiedy jesteśmy w trybie „działanie, działanie i działanie”?
Gonimy bezrefleksyjnie, jak na autopilocie, bez tchu, z zadyszką. I pędzimy tak, aż do momentu, gdy zobaczymy, że jesteśmy w miejscu, do którego nie zmierzaliśmy (czyt.: nie poznajemy samych siebie, nie wiemy, kim są nasze dzieci czy życiowy partner/partnerka),
i że absolutnie NIE TEGO chcieliśmy dla siebie i naszej rodziny (bo mijamy się w locie, mamy mało tematów wspólnych do rozmów przez co rozmawiamy coraz rzadziej, a tak w ogóle to nie wiemy, kiedy dzieci urosły, czym żyją i gdzie znikają…)
Zanim tak się stanie polecam wprowadzenie planu naprawczego, którego pierwszy punkt brzmi:
Po pierwsze – „ANDANTE” – ZWOLNIJ…
Andante – ten muzyczny termin określa tempo „spokojnego kroku” (andare – z wł. chodzić, iść)
Zatem – zwolnij. Pozwól by to Życie dotrzymało ci kroku, a nie ty – goniła/ gonił Życie. Przypominaj sobie często, że „zatrzymanie to konieczność – zatrzymanie to „powrót do bazy”, do tego kim jestem i co jest dla mnie w życiu ważne.”
Nie ma co się łudzić – to nie uda się od razu (w końcu niebezpiecznym byłoby gwałtowne hamowanie na autostradzie).
Ale zacznij wprowadzać małe zmiany, ucz siebie robić wolniej niektóre rutynowe czynności, takie jak jedzenie śniadania, przebycie drogi z mieszkania na parking, podlewanie kwiatów czy zmywanie makijażu (jeśli jesteś kobietą i jeśli robisz makijaż ;-)).
Zacznij od spowolnienia tylko w jednej aktywności w ciągu dnia – np. wprowadź powolne picie herbaty.
(Przy czym „picie herbaty” znaczy TYLKO „picie”, a nie przy okazji skrolowanie telefonu, udostępnianie treści na IG, sprawdzanie poczty, szeregowanie listy „to do”).
Zobacz, co da się zrobić wolniej niż zwykle, spokojniej i twórz nawyk. Naucz mózg wykonywać niektóre czynności powoli.
Oto kilka propozycji do wdrożenia:
- Wybierz jedną czynność, którą od tej pory będziesz zawsze powoli.
- Wyjdź wcześniej do pracy i jedź wolniej niż zwykle (czyli przepisowo )
- Tuż po wstaniu o poranku powoli się rozciągnij i W andantewejdź w zwyczajową „po-pobudkową” aktywność.
Nie wskakuj w nurt życia jak w zimny prysznic. Raczej pozwól powoli wybudzać się sobie… Przejdź powoli do kuchni czy łazienki, powoli nasyp jedzenie do miski pupila. (Nie zapomnij przy tym o niespiesznym pogłaskaniu czworonoga. No chyba, że twoim „pupilem” są rybki w akwarium. Nie słyszałam, by ktoś głaskał rybki.)
- ZAPLANUJ przerwę po jednym „tik” w ciągu dnia, podczas której zatrzymasz się na nicnierobieniu (w tym nie analizowaniu swojego wczoraj – teraz – jutro, nie projektowaniu – następującego po „tik” – „tak”). Zapisz sobie w osobistym planerze „przerwa po…”.
„Nicnierobienie” generalnie nie istnieje, bo nawet kiedy nic nie robimy, wokół nas i w nas wiele się dzieje. Bezczynność będzie zatem polegała na czynności „zauważania” (patrzenia w niebo za oknem, słuchania tykania zegara czy zaobserwowania struktury listka rukoli w sałatce ;-))
- Odbierając dziecko z przedszkola wybierzcie dłuższą trasę – najlepiej prowadzącą przez park – patrzcie, obserwujcie, doceniajcie chwilę, zabawcie w zabawę „znajdź coś, czego wcześniej nie dostrzegałeś”.
Tym razem zrezygnujcie z zakupów.
- Jadąc z dzieckiem tramwajem skup uwagę do wewnątrz, zauważ, że oddychasz. Weź kilka głębszych oddechów, spróbuj uspokoić rytm oddechu. Powiedz sobie „bez względu na wszystko, w moim życiu jest przestrzeń, która jest w równowadze – to mój oddech i jego melodia „wdech – wydech”.
Zwolnienie kroku nie jest łatwe – kiedy nasz mózg działa jak na autopilocie poganiany przekazami „musisz, powinieneś”, dlatego kolejnym – chyba najważniejszym krokiem – jest praca z wartościami i odpowiedź na pytania:
„Po co mi to wszystko?”
„Dlaczego „ważnego” uważam, że warto się starać?”
„Co jest dla mnie naprawdę ważne” i „Skąd to wiem?”.
A ten krok będzie wymagał już zatrzymania.
(Nie ma szans na taką refleksję żyjąc w tempie prestissimo)
………
Tymczasem, mamo i tato,
slow down & relax.
Afirmacja na dziś:
Powodzenia! Tamara Przybysz
……
Ze świata muzyki
Precyzyjne określenie tempa stało się możliwe po wynalezieniu metronomu.
Do tego czasu próbowano oznaczać tempo za pomocą czynności wykonywanych przez człowieka lub jego organizm, takich jak kroczenie, uderzenia motyką, a w szczególności za pomocą odniesienia się pulsu zdrowego, wypoczętego człowieka. Wykorzystywano też urządzenia mechaniczne takie jak wahadło czy zegar z sekundnikiem.
Od czasu wynalezienia metronomu kompozytor może precyzyjniej określić w jakim tempie powinna być wykonana jego kompozycja. Dzięki temu zaś wykonawca utworu ma możliwość zrealizować muzyczne zamierzenia twórcy, tym samym wierniej przekazać intencje artysty.
…….
Andante oznacza 60-70 uderzeń na minutę (w niektóre metronomy wskazują dla andante miarę 79-108 uderzeń – choć jak dla mnie kroczenie w pulsacji powyżej 100 uderzeń na minutę, to już nie jest „krok spokojny”. Sprawdziłam. 😉 ). Tak czy inaczej każda z tych miar mieści się w poprawnym pulsie ludzkiego serca, co oznacza, że serce bije w andante.
Czyli, że…
wystarczy posłuchać serca?
…………………………
Perełka muzyczna
Zobaczcie i posłuchajcie:
Andante Spianato Opus 22Fryderyka Chopina, w wykonaniu Lang Langa. Tańczą Lauren Strongin i Connor Walsh z The Houston Ballet (choreografia: Stanton Welch)